Przegląd Powszechny Robert M. Rynkowski, Ks. Wacław Hryniewicz – teolog Boga miłości, „Przegląd Powszechny” 1054 (2009) nr 6, s. 92–98.
Na niebie rodzimej teologii od kilku dziesięcioleci świeci nowa gwiazda: nadziei powszechnego zbawienia. Odkryta i eksplorowana przez ks. Wacława Hryniewicza, swym blaskiem intryguje i wskazuje nowe drogi teologicznych poszukiwań – napisał Zbigniew Danielewicz w marcowym „Przeglądzie Powszechnym”[1]. Jednak za sprawą teologa z Lublina świeci też inna gwiazda, trochę mniej jasna, a może tylko przyćmiona blaskiem tej pierwszej: gwiazda Boga miłości. W polskiej teologii bodaj nikt inny nie mówił i nie mówi o Bogu jako miłości tak często i tak konsekwentnie jak on. Kto wie, czy ta gwiazda nie okaże się istotniejsza niż gwiazda nadziei zbawienia, czy nie wskaże ważniejszych dróg teologicznych poszukiwań następnym pokoleniom. Tę ideę W. Hryniewicza warto przypomnieć, tym bardziej że teolog z Lublina w ostatnich latach nieco ją zaniedbuje, poświęcając się uzasadnianiu nadziei zbawienia wszystkich.
Za przekonaniem o nadziei zbawienia wszystkich lub jego brakiem stoi określona wizja Boga. Ujawniło się to już w polemikach po ukazaniu się pierwszego tekstu teologa z Lublina na temat nadziei w 1978 r. Stanisław Małkowski zarzucał W. Hryniewiczowi, że przypisuje teologii zachodniej terrorystyczną i penitencjarną koncepcję Boga (obojętnego na cierpienia stworzeń w piekle), zaś wschodniej – koncepcję Boga, który będzie w pełni szczęśliwy dopiero wtedy, gdy nikt już nie będzie cierpiał, Boga solidarnego, dosięgającego głębi piekła przemieniającą mocą Ducha Świętego, Boga zwyciężającego do końca zło.[2] Kolejni oponenci wytykali mu, że jego idea nadziei zbawienia wszystkich ugruntowana jest w specyficznej czy osobliwej wizji Boga.[3] Z kolei autor Nadziei zbawienia dla wszystkich częstokroć wskazywał, że jego krytycy w jakimś sensie nawiązują do wizji Boga mściwego, sadysty, który w imię własnej sprawiedliwości gotów jest skazać miliony ludzi na wieczne męki. W wielu tekstach W. Hryniewicz przekonująco pokazał, że takie myślenie o Bogu dominowało przez wieki w chrześcijańskiej świadomości. Co więcej, ci, którzy tak widzieli Boga, byli przekonani, że znajdują mocne oparcie w Piśmie Świętym.[4] Podstawowy zarzut W. Hryniewicza brzmi, że takie myślenie nie za bardzo przejmuje się stwierdzeniem podstawowym w całej Biblii: Bóg jest miłością (1J 4,8.16). Teolog z Lublina sugestywnie pokazuje, jak werset ten był omijany przez tych, dla których stanowił jakiś wyłom w ich myśleniu o Bogu jako gniewnym sędzim.[5] On sam uczynił go – i to moim zdaniem jest jedna z największych jego zasług – podstawą swojej wizji Boga.
1. Aksjomaty
Dla W. Hryniewicza twierdzenie Bóg jest miłością, które znaleźć można w wielu miejscach większości jego prac, jest pewnego rodzaju aksjomatem, z którego wyprowadzane są pozostałe twierdzenia dotyczące Boga. Lubelski teolog, wbrew wszystkim tym, którzy uważali, że miłość Boga należy sytuować tylko na płaszczyźnie Jego relacji z człowiekiem, a więc niejako na zewnątrz Jego bytu, mocno podkreśla, że Bóg jest miłością z natury, że miłość należy do Jego istoty. To ważne stwierdzenie, bo takie widzenie istoty Boga wyklucza, zdaniem teologa z Lublina, wszelkie próby traktowania miłości Boga jako przymiotu drugorzędnego, który może być podporządkowany jakiemukolwiek innemu. Jeśli miłość należy do Jego istoty, nie może On wobec nikogo, nawet wrogów, postępować bez miłości.[6] Próżno jednak w pracach W. Hryniewicza szukać poważniejszej analizy tego, w jaki sposób miłość warunkuje istotę Boga. Wystarczy mu jedynie stwierdzenie, że miłość musi być w głębi bytu Boga. Bodaj w żadnej swojej pracy nie spróbował sięgnąć refleksją w głąb tego bytu, osadzić twierdzenia, że jest On miłością, w nauce o Trójcy, która jest do tego najlepszym miejscem,[7] bo Trójca jest historią Miłości.[8]
W. Hryniewicz koncentruje się na jednym aspekcie miłość Boga, gdyż widzi ją jako zdolną zwłaszcza do kenozy, wyniszczenia i tę jej zdolność uważa za najbardziej charakterystyczną cechę każdej miłości. To pozwala na przypisanie Bogu przymiotów, które, jego zdaniem, wypływają z tak rozumianej miłości. To ona powoduje, że Bóg może cierpieć, że jest wierny swoim obietnicom, pragnie zbawienia wszystkich, jest sprawiedliwy, szanuje wolność człowieka. Miłość Boga objawia się jako podstawa pozostałych atrybutów. Ale chociaż w nich się objawia, to ona je uzasadnia, sama nie potrzebując uzasadnienia. Mamy więc tu do czynienia z kołem: miłość jest podstawą przymiotów, które z kolei ją samą opisują. W. Hryniewicz rozumie miłość dość jednostronnie, gdyż oprócz zdolności do uniżenia nie uwzględnia innych je aspektów. Przez to jego wizja Boga już w punkcie wyjścia cechuje się dość dużym dramatyzmem, a sam autor ułatwia zadanie swoim krytykom, którzy zarzucają mu zeświecczenie pojęcia miłości.[9] Wydaje się, że ugruntowanie wizji Boga jako miłości w nauce o Trójcy pozwoliłoby na uwzględnienie innych aspektów Bożej miłości, na być może inne, głębsze widzenie Boga, a przede wszystkim na uniknięcie takich zarzutów jak ten P. Lisickiego.
W Hryniewicza nauce o Bogu trochę podobną rolę jak twierdzenie o miłości Boga spełnia twierdzenie o Jego wolności. Podobnie jak miłość wolność Boga nie jest tłumaczona żadnym innym Jego przymiotem, ale sama wyjaśnia możliwość cierpienia Boga. Według Hryniewicza Bóg jest wolny co do sposobu istnienia i w stosunku do innych bytów, jest jednak związany swoją istotą, której nie może zmienić. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech W. Hryniewicza wizji Boga jest mocne podkreślanie Jego szacunku dla wolności człowieka. Dla autora Nadziei zbawienia dla wszystkich ten szacunek nie jest jednak bezwzględny. Owszem, Bóg nie powstrzymuje człowieka przed złymi czynami, ale ze względu na swoją miłość nie pozostawia jego wolności samej sobie, lecz przyciąga do siebie, z tym że nie siłą, lecz przeobrażającą mocą miłości i przez swego Syna. Lubelski teolog czyni duży wysiłek, by ukazać Boga mogącego ocalić każdą wolność, nawet najbardziej oporną, i jednocześnie nie zanegować wolności człowieka, czemu służą np. takie stwierdzenia: Kto opowiada się za nadzieją powszechnego zbawienia (…), wyraża jedynie nadzieję, że Bóg potrafi doprowadzić każdego do dobrowolnego opowiedzenia się za prawdziwym dobrem, prawdą i pięknem.[10] W znacznej mierze mu się to udaje, ale nie unika też ograniczenia zakresu wolności człowieka o możliwość odrzucenia Boga. W ten sposób poszerzona zostaje wolność Boga, mimo że najpierw musi ona ograniczyć się wobec wolności człowieka, którą szanuje. Utrzymanie delikatnej równowagi między wszechogarniającą miłością Boga, Jego pragnieniem zbawienia wszystkich, a odmową człowieka nie do końca więc się udaje. Ostatecznie wolność i miłość Boga zyskują przewagę nad oporem człowieka, a jego wolność zostaje ograniczona, chociaż nie zostaje ona zanegowana, jak zdaje się sugerować P. Lisicki.[11]
2. Konsekwencje
Najbardziej charakterystyczna dla myśli W. Hryniewicza jest idea Boga cierpiącego, chociaż w ostatnich latach nie rozwija jej tak intensywnie jak wcześniej. Bóg cierpi wraz z cierpiącym stworzeniem i swym Synem. Ponieważ Bóg nie powstrzymuje siłą złych działań wolności człowieka, jedyne, co może zrobić, to towarzyszyć człowiekowi w sytuacjach cierpienia przez przyjęte dobrowolnie współcierpienie. Taka wizja Boga, zdaniem W. Hryniewicza, pomaga człowiekowi żyć i umierać. Bóg nie jest przyczyną cierpienia, ale jego ofiarą, co nie oznacza, iż się z nim godzi. Cierpienie zostało zwyciężone, ale nadal może istnieć. Spowodowane jest to szacunkiem Boga dla wolności człowieka. Na pytanie o genezę cierpienia Boga teolog odpowiada, wskazując miłość. Jest ona podstawą cierpienia, jego skutkiem i manifestacją. To właśnie stanowi o specyfice cierpienia Boga i powoduje, że może ono współistnieć z Jego radością i szczęściem, jest stanem przejściowym miłości prowadzącym do radości. Cierpienie nie dotyka Boga niezależnie od Jego woli, gdyż przyjmuje je On dobrowolnie. Nie jest ono dla W. Hryniewicza atrybutem równie ważnym jak miłość Boga, Jego szczęście i radość. Ma ono raczej charakter podporządkowany i względny, gdyż jego trwanie nie jest wieczne. Jednak obecnie jego uwzględnienie ma, według lubelskiego teologa, istotne znaczenie dla nauki o Bogu. Wyjaśnia bowiem takie problemy jak stosunek Boga do cierpienia człowieka i Chrystusa. Pewien paradoks dostrzec można w tym, że W. Hryniewicz uważa, iż cierpienie nie należy do istoty Boga, a mimo to twierdzi, że przenika ono całe Jego jestestwo. W ten sposób Hryniewicz wprowadza do ontologicznej głębi Boga element czasowości, przedkładając nad racje czysto filozoficzne wierność przesłaniu Pisma Świętego. Wprawdzie w dyskusji z P. Lisickim wyraźnie stwierdził, że cały czas mówi o współcierpieniu Boga miłującego jako konkretnej Osoby Ojca, Syna i Ducha Świętego, nie odnosi się zaś, jak P. Lisicki, do istoty, a więc abstrakcyjnie pojmowanej natury, że współcierpi nie sama natura Boska jako taka, ale współcierpią konkretne Osoby,[12] niemniej wątpliwości pozostają.
Niezmienność Boga teolog z Lublina pojmuje jako wierność danym obietnicom wynikającą z miłości do stworzeń. Bóg pragnie zbawienia wszystkich i dąży do osiągnięcia tego celu. Widać tu specyficzne pojmowanie szacunku Boga dla wolności człowieka, który nie wyklucza możliwości jej przekonania. Sprawiedliwość Boga polega na zbawieniu człowieka i jest objawieniem Jego miłości. W. Hryniewicz uważa, że Bóg ocala człowieka wbrew jego oporowi przekonującą mocą miłości. Bóg nie jest surowym sędzią wyrokującym według zasad sprawiedliwej odpłaty. Przyciąga do siebie człowieka i nie pragnie go potępić. Sprawiedliwości Boga utożsamia się z Jego miłością i pełną miłosierdzia wiernością oraz polega na tworzeniu zbawienia dla człowieka. Można mieć wątpliwości, czy takie rozwiązanie problemu przez W. Hryniewicza nie zbliża go bardziej do rozumienia sądu Boga, z którym to rozumieniem walczy. W jego nauce jest sporo analogii z ziemskim sądem, może więcej niż w teologiach, zgodnie z którymi właściwym sędzią jest człowiek. U W. Hryniewicza to Bóg dokonuje sądu, nawet jeśli człowiek ma w tym jakiś udział. Widząc nawet najmniejsze dobro w człowieku, stara się je ocalić, choćby człowiek sam tego nie chciał.
3. Szlifowanie diamentu
Niewątpliwą zasługą W. Hryniewicza jest zarysowanie w pewnym sensie nowej koncepcji Boga. Nowej zwłaszcza dla wielu polskich katolików, przyzwyczajonych do teologii szkolno-odpustowej, w której na mówienie o Bożej miłości, tak ważne dla lubelskiego teologa, nie było miejsca. Świadomość religijną wielu z nas ukształtowała wizja Boga czyhającego na każde nasze potknięcie, gotowego zapałać gniewem, ukarać cierpieniem ponad ludzkie siły i potępić na wieki. W. Hryniewicz uczynił wiele, by pokazać Boga szanującego wolność człowieka i robiącego wszystko, by ocalić grzesznika, nawet wtedy, gdy ten się opiera, Boga dążącego do ocalenia człowieka „za wszelką cenę”, nawet za cenę własnego uniżenia, Boga współcierpiącego z cierpiącym człowiekiem. Zrobił wiele, byśmy mogli ufnie i radośnie oczekiwać na spotkanie z Bogiem, kochającym Ojcem. Dzięki niemu wielu z nas nauczyło się myśleć o Bogu nie w kategoriach prawnych, nie przypisywać Mu po ludzku rozumianej sprawiedliwości, racji filozoficznych nie przedkładać ponad racje Pisma Świętego. W. Hryniewicz nie uniknął wszystkich mielizn. Co gorsza, dla swojej idei Boga nie zrobił tyle, ile zrobił dla idei nadziei zbawienia wszystkich. A szkoda, bo gdyby tak się stało, może obie jaśniałyby pewniejszym blaskiem. Sprawa nie jednak beznadziejna, bo jest spora grupa aktywnych teologów, którym taka wizja Boga jest bliska[13]. Jest też pokolenie początkujących teologów, którzy teologiczne ostrogi zdobywali, czytając książki W. Hryniewicza lub pisząc prace na temat jego twórczości. To od nich wszystkich zależy, co będzie z Hryniewiczowską ideą Boga miłości. Źle by się stało, gdyby nie spróbowali oni oszlifować tego diamentu – jak się wydaje, najlepiej za pomocą nauki o Trójcy Świętej – wydobytego przez niego ze skarbca wiary Kościoła.
[1] Z. Danielewicz, dz. cyt., s. 96.
[2]S. Małkowski, Bóg, piekło, zło, w: J. Majewski (red.) Puste piekło? Spór wokół ks. Wacława Hryniewicza nadziei zbawienia dla wszystkich, Warszawa 2000, s. 33.
[3] M. Piotrowski, Nadzieja zbawienia dla wszystkich w świetle posłuszeństwa wiary, w: Józef Majewski (red.), dz. cyt., s. 156. P. Lisicki, Udręki nadziei, w: Józef Majewski (red.), dz. cyt., s. 241.
[4] Znamienny w tym kontekście jest przytoczony przez W. Hryniewicza przykład kazania dziewiętnastowiecznego protestanckiego kaznodziei Jonathana Edwardsa: Bóg, który trzyma cię nad czeluścią piekła, podobnie jak ktoś trzymający pająka albo jakiegoś obrzydliwego owada nad ogniem, czuje wstręt do ciebie i jest straszliwie rozgniewany; W. Hryniewicz, Teraz trwa nadzieja, Warszawa 2006, s. 127.
[5] J. Kalwin poświęcił temu wersowi ledwie kilka uwag, by w końcu stwierdzić: Tu więc nie mówi on [apostoł] o istocie Boga, ale jedynie ukazuje, jakim my [wybrani] Go znajdujemy; tamże, s. 115.
[6]Tamże, s. 114.
[7] Gisbert Greshake pisze: Skoro Bóg jest miłością, to trzy Osoby są niejako „węzłowymi punktami” całego rytmu tej miłości: dawanie – otrzymywanie – oddawanie (i w tym oddawaniu – sprowadzanie do jedności). (…) Jeden Bóg jest wymianą miłości, dokonującą się między trzema Osobami: miłować, być miłowanym, współmiłować. G. Greshake, Wierzę w Boga Trójjedynego. Klucz do zrozumienia Trójcy Świętej. Kraków 2001, s. 33.
[8] B. Forte, Trójca Święta jako historia. Esej o Bogu chrześcijan, Kraków 2005, s. 197nn.
[9] P. Lisicki, dz. cyt., s. 238.
[10] W. Hryniewicz, Nadzieja zbawienia dla wszystkich, Warszawa 1989, s. 93.
[11] P. Lisicki, dz. cyt., s. 241–244.
[12]W. Hryniewicz, Nadzieja nie jest udręką, w: J. Majewski (red.), dz. cyt., s. 255.
[13] Sądzę, że można do nich zaliczyć Ignacego Bokwę, Dariusza Kowalczyka, Józefa Majewskiego, Jarosława Makowskiego, Eligiusza Piotrowskiego i wielu innych, w tym piszącego te słowa.