Pytanie o sens życia jest jednym z tych pytań, które prawie każdy z nas sobie zadaje. Skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy? Czy znaleźliśmy się tu przypadkiem i nie czeka nas nic innego oprócz bólu, cierpienia, a w końcu śmierci? Właśnie ze względu na dotykającą wszystkich śmierć, niezależnie od tego, jak żyli i kim byli, dla wielu egzystencja człowieka jest nonsensowna. Inni, przeciwnie, twierdzą, że życie ludzkie jest sensowne i wartościowe, chociaż różnie ten sens rozumieją. Spór między tymi dwoma stanowiskami toczy się na rozmaitych poziomach, zarówno najbardziej pierwotnej refleksji, do której zdolni są niemal wszyscy, jak i niezwykle skomplikowanych systemów filozoficznych i światopoglądowych.
W XX wieku filozofowie, zwłaszcza egzystencjaliści, raczej kwestionowali sensowność życia. Refleksja intelektualna o inspiracji religijnej, której przedstawiciele z reguły sprzeciwiali się takiemu podejściu, miała znacznie mniejszą siłę oddziaływania i nie zdołała ocalić wiary człowieka w sens życia. Jednak wyraz tej wierze dawała niekiedy także filozofia laicka. Próbowano określić warunki, które muszą być spełnione, aby czyjeś życie można było uznać za sensowne i wartościowe. W Polsce próby takiej dokonał między innymi etyk Tadeusz Czeżowski. Uważał on, że sensowne jest to życie, które jest uporządkowaną całością działań, prowadzącą do określonego celu. Jeśli zaś ten cel jest wartościowy, to wartościowe jest też życie. Przy tym życie wartościowe jest zawsze sensowne, ale życie sensowne nie zawsze jest wartościowe.[1]
Ujęcie to dobrze odpowiada potocznym, zdroworozsądkowym poglądom w tej sprawie. Z łatwością uznamy bowiem, że sensowna była egzystencja człowieka, który w młodości postanowił, że będzie bogaty, i umarł, dysponując ogromnym majątkiem, czy że wartościowe było życie uczonego, który poświęcił je na wynalezienie leku na śmiertelną chorobę. Dużo trudniej dopatrzyć się sensu i wartości w życiu umierającego dziecka, młodego człowieka ginącego w wypadku czy alkoholika, który zapija się na śmierć, a nawet kloszarda, który wygrał miliony w totolotka i zerwał z dotychczasowym życiem. Racjonalny umysł podpowiada nam bowiem, że życie zbyt krótkie czy „zmarnowane” nie może być sensowne. Żeby takie było, musi być odpowiednio długie i ukierunkowane na osiągnięcie czegoś, a przynajmniej powinno to być życie porządnego człowieka, który pracował, miał rodzinę, a w końcu mógł się cieszyć wnukami czy nawet prawnukami.
To jednak pokazuje, że rozum nie traktuje nas zbyt pobłażliwie. Stawia nam bowiem wymagania, które niełatwo jest spełnić, nawet jeśli nie mierzymy zbyt wysoko. Czyż doświadczenie nie pokazuje bowiem, jak nieliczni są ci, którzy mogą im sprostać? I jak często w jednym momencie może lec w gruzach życie najbardziej zwyczajne? Faktycznie z trudem można znaleźć przykłady żywotów od początku do końca ukierunkowanych na osiągnięcie celu, który można uznać za wartościowy, nawet jeśli tym celem jest tylko życie porządnego człowieka. Właściwie bardzo nieliczni z nas od początku stawiają sobie zadanie dojścia do czegoś i konsekwentnie je realizują. Częstsze są raczej żywoty nieuporządkowane, pełne wzlotów i upadków, nieoczekiwanych zwrotów, nawet jeśli prowadzenie takiego życia nie jest naszym zamiarem. Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że nasze egzystencje są dziełem przypadku i że niemożliwe jest świadome dążenie do jakiegoś celu. Tak więc podsuwany przez rozum sposób na uczynienie życia sensownym i wartościowym jest w istocie dostępny nielicznym, a i ci, którzy by go konsekwentnie zastosowali, nie mogą być pewni sukcesu, bo zyskają uznanie najwyżej części bliźnich, gdyż jak na razie nie dopracowaliśmy się katalogu celów, co do których wszyscy zgadzaliby się, że są one wartościowe.
Może jest jednak inna droga usensowienia życia, która byłaby dostępna dla każdego, a przynajmniej dla większości z nas? Może dałoby się złagodzić wymogi rozumu? Oczywiście można inaczej podejść od sprawy i powiedzieć, że naszym celem jest życie przyjemne, szczęśliwe albo przynajmniej jak najmniej nieprzyjemne. Jednakże nawet wtedy nie będzie to droga dostępna dla każdego, a wymagania pozostaną w istocie takie same: konsekwentne dążenie do celu, który uznawany jest za wartościowy. Można też uznać, że cel w życiu nie jest ważny, że trzeba je potraktować jako zabawę, jako złożone z przypadkowych przyjemności czy jako chwytanie chwili, ale od tego już tylko krok do uznania, że jest ono pozbawione sensu, bo w końcu jego kresem jest śmierć. A zatem tak naprawdę nasz rozum nie ma innego wyjścia, jak postawić nam radykalne wymagania albo uznać, że życie jest pozbawione sensu. I jakiekolwiek byłyby te wymagania, w istocie sprowadzają się one do tych określonych przez T. Czeżowskiego, że życie sensowne to życie uporządkowane, ukierunkowane na osiągnięcie określonego celu.
Jeśli jednak zgodzimy się, że są to wymagania obowiązujące z punktu widzenia racjonalizmu, to jak ma się do nich odpowiedź chrześcijaństwa na ludzkie poszukiwanie sensu życia? Co proponuje ono człowiekowi, który chce ten sens odnaleźć właśnie w nim? Czy w jakiś sposób modyfikuje ono wymagania stawiane przez racjonalny rozum? Zanim odpowiemy na te pytania, przypomnijmy krótko, osiągnięciu jakiego celu powinno być poświęcone życie chrześcijanina i w jaki sposób można do niego dojść.
Chrześcijańskie przesłanie jest jednoznaczne: tym celem jest sam Bóg. Jak mówi jeden z największych katolickich teologów XX wieku Hans Urs von Balthasar: Bóg jako rzecz ostateczna stworzenia jako zdobyty jest niebem, jako utracony piekłem, jako próbujący sądem, jako oczyszczający ogniem czyścca.[2] Jednakże osiągnięcie tego celu nie jest łatwe, gdyż jest możliwe jedynie dzięki wypełnieniu dwóch przykazań miłości. Przy tym przykazania te wzywają do miłości radykalnej, czyli obejmującej wszystkich, nawet nieprzyjaciół, do miłości przejawiającej się w czynach, nie zaś w słowach, do godzącej się nawet na poświęcenie własnego życia. Wprawdzie nie jest tak, że chrześcijaństwo twierdzi, iż człowiek jest w stanie osiągnąć taką miłość wyłącznie o własnych siłach, ale też wyklucza twierdzenie, że mógłby cieszyć się oglądaniem Boga bez żadnego wysiłku z własnej strony.
Czy więc propozycja chrześcijaństwa – jak widać, w pełni odpowiadająca wymogom racjonalizmu – nie jest w istocie tak samo niedostępna jak ta, którą podsuwa nam zdrowy rozsądek? Bo czy nasze doświadczenie nie mówi nam, że raczej żyjemy tak, jakbyśmy nie wiedzieli, jaki jest cel naszej chrześcijańskiej egzystencji? Czy nie mamy wrażenia, że tak naprawdę robimy co się da, by go nie osiągnąć? Gdybyśmy do chrześcijańskiego przesłania przyłożyli miarę wymagań racjonalnych, musielibyśmy odpowiedzieć, że tak naprawdę proponowany przez nie model życia jest równie trudny, a może nawet trudniejszy do zrealizowania niż racjonalny. Co więcej, życie wszystkich, którzy nie dążą konsekwentnie do osiągnięcia zbawienia, jest nonsensem i niepotrzebnym odpadem niemającym żadnego znaczenia. Jednakże chrześcijaństwo, przynajmniej katolickie i prawosławne, nie akceptuje takiego stanowiska. Z objawienia Bożego czerpie ono bowiem przekonanie, że każdy człowiek posiada niezbywalną godność i że w oczach Boga każde ludzkie istnienie ma nieskończoną wartość. Skoro Jezus Chrystus nie odrzucał nawet największych grzeszników i nikomu nie powiedział, że jego życie jest już przegrane, to uznanie, że tylko ci najbardziej konsekwentnie dążący do osiągnięcia zbawienia mogą odnaleźć sens i wartość życia, zaprzeczyłoby fundamentom Jego nauki.
Jak zatem chrześcijaństwo rozwiązuje ten dylemat? Otóż nie wymaga ono, by cała egzystencja człowieka była nakierowana na osiągnięcie celu, który proponuje. Co więcej, uznaje, że nawet bardzo krótki okres życia ukierunkowanego na ten cel wystarczy, by człowiek mógł mieć nadzieję na ocalenie. Chrześcijanin, i nie tylko on, zawsze ma możliwość zwrotu ku Bogu. Taki krok może wykonać nawet tuż przed śmiercią, ufając objawionemu przez Jezusa Chrystusa, zwłaszcza w przypowieści o synu marnotrawnym, czy – jak proponują niektórzy – przypowieści o miłosiernym ojcu, miłosiernemu Bogu. Zresztą wcale nie jest łatwo umrzeć w stanie uniemożliwiającym zbawienie, gdyż chrześcijaństwo uznaje, że nawet tylko powodowany miłością żal za popełnione zło jest wystarczający do uzyskania przebaczenia. A taki żal możne mieć miejsce tuż przed śmiercią. Wydaje się, że właśnie dlatego Kościół katolicki zasadniczo o nikim nie stwierdził, że został potępiony.[3] Niektórzy teologowie uważają nawet, że nawrócenie może mieć miejsce w momencie śmierci lub po niej. Każdy człowiek cały czas znajduje się bowiem pod działaniem przyciągającej mocy miłości Boga, której nie jest w stanie ciągle się opierać. Bóg, który kocha wszystkich ludzi, robi wszystko, aby nawet najbardziej zatwardziały grzesznik zmienił swoją decyzję. Dlatego – zdaniem tych teologów – można mieć nadzieję na zbawienie wszystkich ludzi.[4]
Jeślibyśmy przyjęli, że uprawnione jest żywienie takiej nadziei, to wówczas moglibyśmy uznać, że można też mieć nadzieję, iż życie człowieka zawsze jest sensowne i wartościowe. Ta nadzieja opierałaby się na ufności, że każdy człowiek osiąga wartościowy cel nadający sens jego życiu. Ale nawet w wypadku, gdybyśmy nie zgadzali się, że można mieć nadzieję na zbawienie wszystkich, i tak faktem jest, że w myśl chrześcijańskich zasad życie może być sensowne również wtedy, gdy nie cechowało go konsekwentne dążenie do osiągnięcia celu. To, że dzięki nawróceniu, nawet temu dokonanemu w ostatnim momencie, człowiek osiąga wartościowy cel, czyli Boga, sprawia bowiem, że staje się ono wartościowe. Zgodnie zaś z racjonalnymi wymogami egzystencja wartościowa musi być uznana za sensowną.
Czy jednak nie jest tak, że chrześcijańska propozycja jest jedynie wyrazem naiwnego optymizmu człowieka za wszelką cenę poszukującego sensu, człowieka, który swoje pragnienia uznał za rzeczywistość? Wydawać by się mogło, że wątpliwość ta jest zasadna. Oto mówi się nam bowiem, że życie bezsensowne, czyli nieuporządkowane, może być wartościowe, jeśli tylko przy jego końcu człowiek osiągnie cel, którym jest życie u Boga, a nie jest to niemożliwe nawet w przypadku największych złoczyńców. Następuje tu zatem ograniczenie wymagań racjonalnych do jednej małej cząstki życia i uznanie, że cząstka ta może decydować o całym życiu. Czy jednak z drugiej strony propozycja chrześcijańska nie jest przejawem realizmu, a zatem potwierdzeniem racjonalizmu, którego podstawową zasadą jest liczenie się z rzeczywistością? Wynika ona bowiem z dostrzeżenia faktu, że egzystencje niewielu z nas cechuje konsekwentne dążenie do celu, że w wielu wypadkach kończą się one zbyt wcześnie czy tragicznie. Nie jest też bez znaczenia to, że doświadczenie pokazuje nam, iż faktycznie często jeden moment czy wydarzenie decydują o całym naszym życiu. Przy tym propozycja chrześcijaństwa jest głęboko humanistyczna, gdyż jest wyrazem troski o człowieka, którego nie pozostawia się w bezsensie i poczuciu braku wartości własnego życia. Faktycznie dotyczy ona każdego, bo wszyscy mają szansę na to, by uczynić swoje życie sensownym i wartościowym.
Mam nadzieję, że te krótkie rozważania przekonująco pokazały, iż chrześcijaństwo, przez wielu uważane za irracjonalne, w istocie z racjonalizmem ma wiele wspólnego. Co więcej, w sprawie sensu i wartości życia wykazuje większy realizm. Problem, którego nasz rozum nie jest w stanie rozwiązać, staje się rozwiązywalny na gruncie chrześcijaństwa. Dzięki temu człowiek może mieć nadzieję, że jego życie nie okaże się bezsensowne, nawet jeśli rozum mówi mu, że tak będzie.
[1] T. Czeżowski, Pisma z etyki i teorii wartości, Wrocław 1989, s. 171–185.
[2] H.U. von Balthasar, Verbum Caro. Skizzen zur Theologie, Einsiedeln 1960, s. 282, cyt. za I. Bokwa, Eschatologia znaczy pełnia, Sandomierz 2003, s. 20.
[3] Por. K. Rahner, Podstawowy wykład wiary. Wprowadzenie do pojęcia chrześcijaństwa, tłum. T. Mieszkowski, Warszawa 1987, s. 87.
[4] Pogląd taki reprezentuje m. in. ks. W. Hryniewicz, zwłaszcza w książce Nadzieja zbawienia dla wszystkich. Od eschatologii strachu do eschatologii nadziei, Warszawa 1989.
[gview file=”https://rynkowski.blog.deon.pl/files/pliki/3.txt_nd_chrze_realizm.pdf” force=”1″]
Błąd chrześcijaństwa został popelniony w fazie doktrynalnej bo zamiarem Boga jest aby człowiek żyl wiecznie na Ziemi. Ponieważ swiatem obecnym rządzi Szatan, Bóg zamierza ten cel osiągnąć usuwając obecny świat i ustanawiając nowy czego ma dokonać królestwo Boże pod kierownictwem Jezusa. Problem w tym, że chrzescijaństwo znużone tym czekaniem na nowy świat przyjęło doktrynę, że trzeba angażować się w obecnym świecie by być szczęśliwym a nawet ten świat usprawniać by żyło się lepiej. Błąd polega jednak na tym, że angażując się w poprawę tego świata chrzescijaństwo zaczyna współpracować z Szatanem który jest władcą tego świata (Jana 12:31). Należało natomiast współpracować z Bogiem i ogłaszać przejście królestwa Bożego i nowego świata bo taki jest zamiar Boga (Mat. 24:14).