Ziemska nieśmiertelność?

Nieśmiertelność, tę ziemską, nie tę czekającą nas po śmierci, rozumiemy zazwyczaj jako życie, które nie kończy się śmiercią, jako życie, którego człowiek nie może zostać pozbawiony, którego nie może przerwać śmiertelna choroba. Mówiąc w skrócie, jest to życie greckiego boga. Przez niektórych takie nieskończone życie jest pożądane, inni, jak chociażby Jonathan Swift w Podróżach Guliwera, wskazują na jego możliwe negatywne konsekwencje (nieśmiertelni podlegają prawu biologicznego przemijania, nie mogą jednak umrzeć). Problem w tym, że o takim życiu prawie nic nie wiemy, wiemy tylko tyle, że byłoby ono zupełnie inne niż to obecne. Rozważania o nim mogą być zatem czysto teoretyczne i mało przekonujące, bo trudno przekonująco mówić o czymś, czego nie sposób nawet sobie wyobrazić. Może gdyby ludzie od zawsze mieli skrzydła, nie musieliby budować autostrad i linii kolejowych, przez co nie ingerowaliby w środowisko, jednak nic nie zmieni tego, że człowiek nie ma skrzydeł z natury i nie wiadomo, co by było, gdyby je miał. Sytuacja człowieka żyjącego od zawsze ze skrzydłami jest w gruncie rzeczy nie do wyobrażenia. Dlatego taki rodzaj nieśmiertelności jest dla teologii zupełnie nieinteresujący.

Ale możliwy jest inny rodzaj nieśmiertelności, bardziej realny i łatwiejszy do wyobrażenia i, dodajmy, bardziej interesujący dla teologów. To nieśmiertelność, która w przyszłości może stać się faktem, a którą można nazwać nieśmiertelnością odtwarzaną. Stanisław Lem w opowieści o przygodach Iona Tichy’ego opisuje planetę tak często nawiedzaną przez meteoryty, że każdy mieszkaniec ginie wiele razy w swym życiu. Jak to możliwe? Otóż każdy obywatel ma sporządzony „rysopis atomowy” i ilekroć trafi go meteoryt, tylekroć odpowiednie służby wyjmują rysopis z sejfu i z kadzi z atomami odtwarzają denata wedle schematu atomowego podanego w rysopisie. Oczywiście ów rysopis atomowy nie na wiele by się zdał, bo bardziej chodzi tu o odtworzenie indywidualności człowieka, niejako odtworzenie jego duszy. Gdyby jednak udało się tę indywidualność wyodrębnić i niejako złożyć w sejfie, a teoretycznie da się to wyobrazić, możliwe byłoby odbudowanie człowieka po każdym nieprzyjemnym dla niego zdarzeniu, na przykład śmierci w wypadku samochodowym.

Jakie byłyby konsekwencje takiej nieśmiertelności? Zwłaszcza konsekwencje teologiczne? Co z punktu widzenia religii i teologii oznaczałoby życie i nieskończenie długie, i jednocześnie możliwe do zakończenia, na przykład w taki sposób, że człowiek nie chciałby, by jego „rysopis atomowy” był nadal przechowywany? To na razie pytania tylko teoretyczne, ale ostatnimi czasy teoria staje się rzeczywistością aż nazbyt szybko.

[gview file=”https://rynkowski.blog.deon.pl/files/pliki/5.txt_nd_niesmiertelnosc.pdf” force=”1″]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *