Przegląd Powszechny Robert M. Rynkowski, Za czy przed światem?, „Przegląd Powszechny” 1040 (2008) nr 4, s. 148–151.
Teologia zazwyczaj kojarzy się nam z przeszłością. Zdaniem wielu z nas nie interesuje jej bowiem współczesność oraz posługuje się ona aparatem pojęciowym i metodami rodem ze średniowiecza. Takie sądy nie mają już realnych podstaw, bo od II Soboru Watykańskiego teologia uważnie obserwuje otaczający ją świat i w znacznym stopniu uwolniła się od uzależnienia od scholastyki i jej metod. Siła stereotypu jest jednak tak duża, że wielu, w tym wierzących, nie dostrzega tych zmian i nie interesuje się dokonaniami nauki uważanej za anachronizm. Dlatego przed teologami stoi zadanie zmieniania wyobrażenia o scientia fidei, pokazywania, że jest ona jak najbardziej współczesna, że ma wiele do powiedzenia o obecnym świecie i obecnemu światu. Powstaje jednak pytanie, jak to robić. Czy po prostu tworzyć teologię odpowiadającą mentalności człowieka żyjącego tu i teraz, a jeśli tak, to na czym ma polegać to uwspółcześnianie, czy też przekonywać, że wcale nie jest tak, że nauka ta patrzy tylko wstecz?
Młody krakowski teolog Robert J. Woźniak wybrał tę drugą metodę, jednak podjął również problem sposobu dostosowywania scientia fidei do współczesności. Nie chce on z jednej strony odrzucenia tradycji i stworzonych wcześniej formuł, a z drugiej strony zahamowania rozwoju teologii przez uporczywe trwanie przy dawnych konceptach i sformułowaniach, które dzisiaj mogą nie przemawiać z taką mocą jak kiedyś. Rozwój teologii widzi jako w dużej mierze rozwój aparatu pojęciowego i jego powolną ewolucję, a za jedno z głównych jej zadań uważa tworzenie i doprecyzowywanie nowych pojęć tak, aby mogły one objąć treść wcześniejszych, nierzadko niezrozumiałych. Co ważne, autor zachęca też do przyglądania się poczynaniom współczesnych myślicieli, zwłaszcza tych, którzy zwracają się ku religii, twórczego, ale i krytycznego analizowania nowych propozycji. Przykładem takiego podejścia jest dla niego Tomasz z Akwinu, który jego zdaniem nie uważał, że Arystoteles jest największym teologiem, ale dlatego, że odkryli go współcześni mu ludzie, on odkrył w nim ze względu na nich interesującego partnera i odważył się podjąć próbę twórczej reinterpretacji jego myśli.
Robert Woźniak spośród licznego grona teologów, którzy widzą potrzebę dostosowywania teologii do współczesności, wybiera grupę umiarkowaną, która chce takiego dostosowania, ale nie za cenę zrezygnowania z tradycji, a za sposób osiągnięcia tego celu uważa tworzenie bardziej zrozumiałego aparatu pojęciowego i korzystanie z dorobku współczesnych myślicieli. Taki wybór autora jest ważny, gdyż wszelki radykalizm w tej materii nie tylko rodzi wątpliwości teologiczne, ale i naraża na niezrozumienie ze strony wiernych. Nawet te umiarkowane poglądy wywołują sprzeciw tej ich grupy, dla której wszelkie zwracanie się do współczesności, wszelkie zmiany w teologii rodzą podejrzenie zdrady tradycji teologicznej, a nawet wiary, i dla której wzorem prawdziwej teologii, a więc niebędącej wynikiem oddziaływania świata, jest teologia św. Tomasza. Dobrze więc, że R. Woźniak pokazuje, że jest ona wzorem… ale otwarcia się na współczesność. Ten paradoks powinien dać wiele do myślenia tym, którzy chcą, opierając się na dziele Akwinaty, odciąć się od współczesnych prądów myślowych, ale i tym, którzy odrzucają jego teologię ze względu na to rzekome odcięcie.
Autor nie ogranicza się tylko do pokazania, że teologia nie ma oczu zwróconych do tyłu, że powinna reagować na to, co się dzieje wokół niej, ale stawia sobie zadanie wykazania, że jej istotą jest patrzenie do przodu i że dlatego powinna być nieodłącznym elementem ludzkich projektów dotyczących przyszłości.
Woźniak odwołuje się do czegoś, o czym scientia fidei przez wiele wieków zdawała się nie pamiętać. Otóż jest w niej naturalne wychylenie ku przyszłości, bo przecież centralnym elementem nauczania Jezusa było królestwo niebieskie, które ma nadejść, a wśród jej traktów jest nauka o przyszłości, czyli eschatologia. Ale ten, zdawałoby się, jeden z najważniejszych traktatów przez wiele wieków w podręcznikach mieścił się na kilku ostatnich stronach. W drugiej połowie XX w. nastąpił jednak swoisty zwrot eschatologiczny w teologii. Autor, podobnie jak twórcy tego zwrotu, uważa, że eschatologia stanowi klucz hermeneutyczny całej teologii. Jest tak dlatego, że to właśnie w niej prawda objawienia nabiera ostatecznego sensu, gdyż ujawnia ona radykalne zwrócenie się Trójjedynego Boga w stronę człowieka. Wejście Boga w historię jest zapowiedzią i obietnicą wejścia człowieka w życie wieczne, którym jest trynitarna perychoreza życia i miłości w wolności. Bez eschatologicznej perspektywy spełnionej obietnicy żadne z twierdzeń dogmatyki nie ma sensu i pozostaje pozbawione istotnej treści. Taką perspektywę ma mieć przede wszystkim chrystologia, wydarzenie Chrystusa dokonało się bowiem dla przyszłości, którą jest powrót do Ojca. Chrystus jest radykalnym byciem-ku-Ojcu. Dlatego można mówić o eschatologicznym charakterze istnienia Jezusa i konsekwentnie o eschatologicznym horyzoncie chrystologii, a przez nią całej teologii. Bóg jest ostateczną przyszłością człowieka. Eschatologia jest nauką o definitywnym przebywaniu Ojca, Syna i Ducha Świętego w człowieku, a człowieka w Bogu. W teologii przyszłością jest zawsze przyszłość eschatologiczna.
Obserwator dostosowywania się teologii do współczesności może odnieść wrażenie, że w pogoni za biegnącym coraz szybciej światem dostaje ona zadyszki, bo gdy przyswoi współczesne prądy, świat jest już o krok dalej. Dla wielu jest to argument za zrezygnowaniem z tego biegu, zaprzestaniem przyswajania dokonań świata. Ale dla Woźniaka jest to bodziec do poszukania innego rozwiązania. Dzięki odwołaniu się do naturalnego wychylenia teologii ku przyszłości może on pokazać, że scientia fidei tak naprawdę patrzy dalej niż świat, widzi więcej niż on, wyprzedza go. Dlatego może być jego przewodniczką, a przynajmniej partnerem w jego wędrówce ku przyszłości. Książka R. Woźniaka przekonuje, że gdyby teologia chciała zrezygnować z tej roli, w pewnym sensie zdradziłaby samą siebie. Być może możliwość spojrzenia na problem w ten sposób dla wielu będzie argumentem za nieuleganiem pokusie zrezygnowania ze wspólnego ze światem tworzenia teraźniejszości i zmierzania ku przyszłości.
Główna teza omawianej książki jest taka: teologia może służyć i w rzeczywistości służy budowaniu przyszłości. Co więcej, bez wkładu teologii projekt budowy przyszłości pozostaje daremny. Z czego wynika taka jej rola? Zdaniem R. Woźniaka niejako przypomina ona ludzkiemu intelektowi, iż istnieją szerszy niż tylko doczesny horyzont oraz zasadnicza wolność i transcendencja człowieka w stosunku do świata. Bez teologii jako wiary poszukującej zrozumienia nie można otworzyć rozumu na świat z całym jego doświadczalnym bogactwem odsłaniającym się w konkretnej egzystencji. Tylko połączenie wiary i rozumu zdolne jest do coraz nowych syntez służących budowaniu przyszłości. Zbawienie wysłużone przez Chrystusa i zaoferowane światu obejmuje całego człowieka, również rozum. Zbawienie rozumu polega na otwarciu go na rzeczywistość Boga i transcendencję. Kiedy człowiek myśli i mówi o Bogu Jezusa i kiedy to myślenie i mowa rodzą się z wiary, wtedy zdolne są one przeobrazić teraźniejszość w taki sposób, iż odsyła ona ku przyszłości, iż tworzy ową przyszłość. Za Grahamem Wardem R. Woźniak stwierdza, że motorem wszystkich przemian, jakie chrześcijaństwo może wnieść w życie społeczne, jest mieszkająca w nim nadzieja. Nadzieja ta, na ile odsłania się w dyskursie teologii, ma zdolności transformacyjne w stosunku do ludzkich, wewnątrzświatowych projektów. Umiejętnie modyfikując wielkie metanarracje wyrażające samorozumienie świata, nadaje im nowy kształt i wzbudza twórcze siły potrzebne w realizacji nowych planów.
Robert Woźniak wskazuje również, że teologia będzie mogła budować przyszłość tylko wtedy, gdy będzie medytacją nad Chrystusem umarłym i zmartwychwstałym, to znaczy nad Chrystusem radykalnie zanurzonym w konkretnej historii i żyjącym na zawsze. W Chrystusie czas wypełnia się w taki sposób, że Jego ziemskie bycie i ziemskie dni mają charakter nieprzekraczalnie uniwersalny, a objawienie, którym jest On sam, jest nieodwołalne. Oferta miłości, poznania i wolności, jaką Trójjedyny Bóg roztacza przed każdym człowiekiem, jest ściśle chrystologiczna i jako taka trwa niewzruszenie w zmieniających się realiach historii człowieka i świata. Dlatego też Chrystus obietnica już dany jest każdemu ludzkiemu „teraz” i w ten sposób jest naszą ostateczną możliwością, a tym samym naszą własną i prawdziwą przyszłością.
Warto docenić to, że autor mówi o wpływie teologii na projekty budowy przyszłości, nie zaś o decydowaniu przez nią o ich charakterze. Teologia ma raczej towarzyszyć światu, niż narzucać mu swoja wolę. R. Woźniak wskazuje raczej na korzyści płynące z zaproszenia teologii do budowania przyszłości, niż domaga się miejsca dla niej. Świat sam musi zdecydować, czy skorzysta z propozycji scientia fidei. Takie postawienie sprawy pozwala przypuszczać, że mimo iż podejrzliwie patrzy on na religię i jej ewentualne roszczenia, nie odtrąci wyciągniętej dłoni. Jeśli jednak zdecyduje się na zaproszenie teologii do wspólnego zmierzania ku przyszłości, to jak wskazuje autor, nie powinien otrzymać od niej niczego innego, niż to, co jest jej istotą: Chrystusa jako przyszłość eschatologiczną. Jest to ważne wskazanie dla tych teologów i wiernych, którzy chcieliby, by teologia stała się rodzajem areligijnego humanizmu. R. Woźniak zdaje się być przekonany, że ulegnięcie przez nią takiej pokusie nie tylko nie skłoni świata do zainteresowania się jej propozycjami, ale nie przyniesie spodziewanych korzyści ani jemu, ani scientia fidei. To dzięki medytacji nad wydarzeniem Chrystusem, którą zajmuje się teologia, może nastąpić bowiem takie rozszerzenie horyzontów myślenia o przyszłości, do jakiego świat nie jest zdolny.
Omawiana książka pokazuje, że dostosowywanie teologii do współczesności, chociaż potrzebne, nie wystarczy, by zmienić wyobrażenie o niej, by zapewnić jej oddziaływanie na myślenie współczesnych. Teologia rozpaczliwie goniąca współczesność nie jest bowiem interesującym partnerem dla świata. R. Woźniak przekonuje, że by takim partnerem była, by mogła uczestniczyć wraz z nim w budowaniu przyszłości, musi proponować mu coś, czego on sam nie może osiągnąć. Autor trafnie wskazuje, że tym czymś może być rozszerzenie horyzontów ludzkiego myślenia, dawanie nadziei, pokazywanie Chrystusa jako eschatologicznej przyszłości świata. Można mieć wątpliwości, czy są to wszystkie możliwości, czy nie dałoby się rozszerzyć argumentacji. Ważne jest jednak to, że autor pokazuje, że o roli teologii wobec świata i przyszłości można myśleć i mówić z innej pozycji niż biegnącego za pędzącym pociągiem. Aby tak się stało, teologia nie musi przebierać się w cudze ubranie.
Robert M. Rynkowski
Robert J. Woźniak, Przyszłość, teologia, społeczeństwo, Wydawnictwo WAM, Kraków 2007, s. 186.
[gview file=”https://rynkowski.blog.deon.pl/files/pliki/13.rec_wozniak.pdf” force=”1″]