Przegląd Powszechny Robert M. Rynkowski, Teologia, pepsi-cola i…, „Przegląd Powszechny” 1030 (2007) nr 6, s. 149–153.
Polska teologia to bardzo dziwna teologia – można by sparafrazować Zulu Gulę. Po 1989 r. w naszym kraju i w samej scientia fidei tak wiele się zmieniło (upadek komunizmu, możliwość swobodnej działalności Kościoła, powrót teologii na uniwersytety, integracja europejska, gwałtowne przemiany społeczne itd.), że można by się spodziewać, że polscy teologowie nic innego nie robią, jak tylko myślą o roli teologii i jej zadaniach w tym zmieniającym się świecie. Tymczasem tematyka ta prawie wcale nie jest podejmowana. I nie chodzi tu o analizy dotyczące metody i zadań teologii rozumianej jako to, co jest wykładane na uniwersytetach, bo tych akurat nie brakuje, ale o refleksję, co i jak powinna ona mówić współczesnemu Polakowi.
Lukę tę w pewnym stopniu wypełnia książka profesora Uniwersytetu Śląskiego, ks. Jerzego Szymika. Niestety, jest to zbiór na nowo zredagowanych wcześniejszych publikacji, nie zaś praca napisana od podstaw. Teologia dzisiaj składa się z trzech części. Pierwsza, najobszerniejsza, to nowa wersja wydanej w 1999 r. książeczki Teologia w krainie pepsi-coli. Druga zawiera artykuły opublikowane w latach 2002–2005. Część trzecia to streszczenie (oprócz wersji polskiej są jeszcze wersje włoska, niemiecka, francuska i hiszpańska).
Jerzy Szymik, wychodząc ze słusznego założenia, że, by określić istotę i zadania teologii, trzeba wiedzieć, jaki jest świat, w którym przychodzi pracować współczesnemu teologowi, dość obszernie go opisuje. Robi to w całej książce, ale głównie w pierwszej części, w której pada najkrótsze jego określenie: to craina pepsi-coli (dzisiaj w dobrym tonie jest robienie takich błędów językowych i ortograficznych, które mają świadczyć o znajomości języka amerykańskich konsumentów tego napoju). W sugestywny sposób, posługując się licznymi przykładami, łącznie z tymi z reklam, autor pokazuje, że jest to świat zupełnie inny niż ten sprzed symbolicznego 1968 r. Najważniejsza różnica polega na tym, że nie ma już w nim pewników i panuje przekonanie, iż człowiek powinien nauczyć się żyć z poczuciem całkowitego braku sensu, z poczuciem tymczasowości i przemijalności, a jedyne, co mu pozostaje, to konsumpcja. W crainie pepsi-coli pytanie o sens nie jest już, tak jak wcześniej, pytaniem o Boga, a odwieczne ludzkie pytania i tęsknoty można wyrazić co najwyżej w formie ironii i żartu, za wszelką cenę unikając wrażenia, że traktuje się je poważnie.
Profesor stanowczo jednak odradza teologom uleganie pokusie pozostawienia takiego świata samemu sobie. Co więcej, wskazuje – wywracając wyobrażenie dużej części mieszkańców crainy, że teologia jest dziedziną skupioną na sobie, pozostającą w opozycji do świata zewnętrznego – że scientia fidei powinna działać na pograniczu, a więc tam, gdzie możliwy jest dialog ze światem, zwłaszcza z naukami i sztukami. Oczywiście chodzi tu nie o to, by w tej rozmowie utraciła ona swoją tożsamość, ale o to, by ją potwierdziła, wzmocniła. Zdolność do dialogu wymaga bowiem sporej dozy samoświadomości i dojrzałości. Czy jednak mieszkańcy crainy pepsi-coli będą zainteresowani dialogiem z teologią? Jakie mieliby z niego korzyści? Śląski teolog uważa, że teologia ma do zaproponowania współczesnemu światu klucz do twórczego jednania wielości kultur, z czym świat ma poważny problem. Tym kluczem jest Jezus Chrystus, w którym spotykają się wszystkie ogniskowe rzeczywistości: to, co Boskie, z tym, co ludzkie, to, co wieczne, z tym, co historyczne, to, co grzeszne, z tym, co święte. On scala w sobie największą różnicę rzeczywistości, będąc jednością Stwórcy i stworzenia, a w wydarzeniu Paschy scala życie i śmierć. Dla mieszkańców crainy pepsi-coli istotne jest również to, że teologia ma odwagę udzielać odpowiedzi, nie zaś tylko zadawać pytania, do czego ogranicza się wiele współczesnych nauk humanistycznych. To, że łączy ona w sobie wiarę i rozum, daje jej odwagę konstruowania integralnej wizji wszechświata, wizji uniwersalnej i dzięki temu przyjaznej człowiekowi, nadającej sens bytowaniu.
Czy dzisiejszy świat to opisana przez Jerzego Szymika craina pepsi-coli? Zapewne tak, ale nie tylko, bo obok niej jest też np. kraina słuchaczy Radia Maryja. Im z pewnością nie brakuje pewników i przekonania, co jest sensem życia, a przecież teolog jest posłany również do nich. Dlatego odważne i ważne wskazanie profesora, że dla teologa ziemią obiecaną jest pogranicze, czyli właśnie dialog ze światem, staje pod znakiem zapytania, jeśli ten świat należałoby widzieć tylko jako crainę pepsi-coli. Świat to także inne krainy, w tym również miłośników toruńskiej rozgłośni. Fakt, że rozmowa z mieszkańcami poszczególnych krain będzie rozmową o nikim innym, jak tylko o Jezusie Chrystusie, ale żeby sensownie o Nim mówić, teolog już w punkcie wyjścia musi widzieć zróżnicowanie potencjalnych słuchaczy, nie może, jak się wydaje, widzieć świata w aż tak dużym uproszczeniu, jak proponuje Jerzy Szymik. Teologia musi umieć opowiadać Jezusa Chrystusa mieszkańcom różnych krain tak, by chcieli o Nim słuchać. I szkoda, że Jerzy Szymik w swojej książce nie dał szansy na zastanowienie się, w jaki sposób się tego nauczyć i w jaki sposób rozmawiać z mieszkańcami tych krain, które z amerykańskim napojem mają mało wspólnego.
Czym jednak powinna być teologia, żeby jej dialog ze współczesnym światem był owocny? J. Szymik mocno podkreśla, że przede wszystkim powinna być ona tym, czym była od wieków, czyli nauką. Jednak w jego rozważaniach na ten temat widać pewne napięcie. Z jednej strony mocno podkreśla, że teologia jest nauką, a z drugiej robi wszystko, by pokazać, że tak do końca nauką nie jest, że w żadnym razie nie może się ona ograniczać do suchej naukowości. Wydaje się, że śląski teolog zdaje sobie sprawę, że ten, kto uznaje teologię za naukę, wkracza na śliski grunt, wystawia się bowiem na krytykę nie tylko tych, którzy wszystko, co ma jakikolwiek związek z religią, uważają za mitologię, ale i części jak najbardziej katolickich teologów, którzy sądzą, że upieranie się przy uznawaniu teologii za naukę, nie zaś racjonalną wiedzę, naraża uprawiających scientia fidei na co najmniej niezrozumienie przedstawicieli innych nauk. Szymik poszukuje więc rozwiązania kompromisowego. Próbując zdefiniować teologię, nie decyduje się na neutralną definicję naukową, ale stara się wybrać taką, która oddawałaby stanowiący o istocie teologii związek rozumu i wiary, związek, który powoduje, że jest to nauka swoistego rodzaju. Bliskie są mu – może dlatego, że jest badaczem literatury – zwłaszcza definicje wychodzące od etymologii wyrażenia Theo-logia, zmierzające do zgłębienia sensu pojęcia poprzez wydobycie głębszych znaczeń ukrytych we wzajemnej relacji pojęć „Theos” (Bóg) i „logos” (słowo). Odwołuje się głównie do dwóch definicji teologii: Jana Pawła II („słowo i nauka zrodzone ze Słowa samego Boga”) oraz ks. Tomasza Węcławskiego („teologia to taka ludzka rozmowa o Bogu, w której uczestniczy sam Bóg”). Śląski teolog ceni je ze względu na to, że akcentują one istniejące w pojęciu „teologia” sprzężenie między rzeczywistością Boga i rzeczywistością słowa, między Słowem Boskim i słowem ludzkim. Jego zdaniem pokazują one, że istnieje realny związek Boga i języka, związek, którego praktycznym urzeczywistnieniem jest teologia. Szymik uważa, że triada wiara – rozum – słowo zdaje się oferować bogatsze rozumienie teologii, wykraczające poza suchą naukowość. Dowartościowanie słowa sprawia, że teologia może stać się najgłębszą z możliwych odmianą ludzkiej rozmowy, istotnie związaną z Bogiem. Teologia jest bowiem sobą wtedy, gdy nie zadowala się samym mówieniem o Bogu, ale prowadzi do mówienia z Bogiem i do Boga.
W tym kontekście nie dziwi twierdzenie śląskiego teologa, że teologia jest także sztuką adoracji. Podkreśla on, że nie może ona być neutralną nauką, gdyż „krąży” wokół Tajemnicy Boga, a ta Tajemnica nie podlega neutralizacji, gdyż Bóg jest Miłością, która ze swej istoty nigdy nie jest neutralna. Teologia jest rozmową podporządkowaną twardym regułom ratio, ale o wyraźnie zbawczym kierunku. Prawdziwa, wielka teologia, zdaniem śląskiego teologa, powinna być też sztuką. Autor odwołuje się do Hansa Ursa von Balthasara, przez wielu uważanego za największego teologa XX w. Oczywiście widzenie teologii jako sztuki nie oznacza zakwestionowania jej naukowości. Jerzy Szymik słusznie zauważa, że w teologii konieczny jest po prostu zachwyt, musi być ona uprawiana i słuchana z zachwytem. Niezbędne są otwarcie na piękno, troska o obecność zachwytu wewnątrz teologicznych myśli i słowa.
Czy J. Szymikowi udało się przemknąć bez szwanku pomiędzy Scyllą uznania teologii tylko za naukę a Charybdą odmówienia jej wszelkiej naukowości? Chyba nie do końca. Wprawdzie zarówno preferowane przez niego definicje teologii, tak bardzo różniące się od encyklopedycznych definicji nauk, jak i domaganie się, by w scientia fidei były obecne adoracja i zachwyt, cechy, które też niewiele mają wspólnego z klasyczną metodologią nauk, mogą ustrzec teologię przed sprowadzeniem do samej nauki, ale nie sposób nie postawić pytania, czy w teologii uprawianej na uczelniach teologicznych cechy te mogą być obecne, skoro w wielu przypadkach jest konieczne, by odpowiadała ona metodologii naukowej. Trudno sobie wyobrazić, że w pracach na tematy typu „terminologia teologiczna w czymś” będą obecne zachwyt i adoracja, że będą one taką rozmową o Bogu, jakiej oczekiwałby śląski teolog. Zresztą nawet nie powinny one być niczym innym niż rozprawami naukowymi, bo mają dowieść, że ich autorzy potrafią napisać pracę naukową. To teologiczne rzemiosło musi podlegać rygorom naukowości, co zdaje się podawać w wątpliwość propozycję Szymika. Wydaje się, że wskazania autora „O teologii dzisiaj” tak naprawdę powinny być zastosowane do teologicznej sztuki, czyli do prac pisanych z potrzeby serca, nie zaś w celu uzyskania kolejnego stopnia naukowego. To właśnie w nich te elementy, o których mówi śląski teolog, powinny wygrywać z naukowością. Świat powinien zobaczyć, iż scientia fidei to tak naprawdę rozmowa o Bogu. Czy jednak są jakiekolwiek szanse, by była w stanie mu to pokazać teologia uczelniana? A jeśli nie, to jakie powinny być jej zadania wobec teologicznej sztuki? Czy powinny to być teologie w jakimś sensie autonomiczne? I czy od obu należy wymagać, by służyły współczesnemu światu? Na te i podobne pytania w omawianej książce nie znajdziemy odpowiedzi. Ważne jest jednak, że praca ta prowokuje do ich postawienia. Wydaje się, że polską teologię czeka poważna refleksja na ten temat. I szkoda, że jest ona podejmowana tak rzadko.
Jaka ma być teologia skierowana do współczesnego człowieka? Jerzy Szymik zwraca uwagę przede wszystkim na jej wymiar terapeutyczny. Ma ona leczyć współczesnego człowieka, a leczenie to polega na zajmowaniu się zagadnieniami związanymi z nadzieją, zmaganiu się z chorobą rozpaczy. Skuteczne leczenie to sprostanie owym zadaniom związanym z nadzieją. Teologia tym bardziej służy życiu, im bardziej wzmacnia nadzieję. Propozycja, co zrobić, by teologia dawała nadzieję, nie jest specjalnie nowa ani oryginalna, bo sprowadza się do postulatu, by teologia zajmowała się problemami współczesnego człowieka. Nie jest też specjalnie odkrywcze twierdzenie, że podstawowym warunkiem skuteczności terapii jest chrystocentryzm teologii. Prawdy te trzeba jednak przypominać, bo codzienne życie teologa skupionego na wykładach, pracy naukowej itd. łatwo może prowadzić do zapomnienia o nich. Warto wziąć sobie do serca również to, co Jerzy Szymik mówi na temat antropologicznego wymiaru teologii. Wbrew stanowisku tych, którzy chcieliby ją sprowadzić do refleksji dotyczącej prawie wyłącznie człowieka, śląski teolog podkreśla, że teologia jest rozpięta między oglądem Boga i życiem ludzkim. W istocie służy ona ich syntezie, czyli oglądaniu Boga w życiu ludzkim. Wymiar antropologiczny autentycznie teologicznej refleksji nie zamyka się w immanencji, ale otwiera myślenie człowieka i o człowieku na transcendencję, scala historyczność i wieczność. Ostatecznie bowiem głównym zadaniem teologii jest (chrysto)kształtowanie człowieka nowego: żyjącego z miłości i dla miłości. Antropologiczne przesłanie teologii jest proklamacją prawdy o Bogu jako Stwórcy i Zbawcy człowieka, o Bogu jako źródle i celu ludzkiego życia. Antropocentryzm współczesnej teologii to umieszczanie prawdy o człowieku w teocentryzmie. W Osobie i dziele Jezusa Chrystusa Boskie i ludzkie nie jest konkurencyjne.
Zdaniem J. Szymika zadanie teologa to tworzenie teologii dla człowieka zamieszkującego crainę pepsi-coli. Wydaje się, że jest to zadanie niezmiernie trudne, skoro dzisiejszy świat jest tak diametralnie różny od dawnego. A jednak recepty, jakie daje Szymik, nie są specjalnie skomplikowane czy oryginalne. Teologia ma być nauką, ale nie tylko suchą nauką, pozostawać w dialogu z mieszkańcami crainy pepsi-coli, ma się zajmować ich problemami, ma im dawać nadzieję, a żeby tego wszystkiego dokonać, ma być chrystocentryczna. Wszystko to wiemy, nie raz to słyszeliśmy. Czy jednak można powiedzieć, że czytanie „O teologii dzisiaj” to strata czasu? W końcu nie oryginalność rozwiązań – do czego zresztą Jerzy Szymik nie rości sobie pretensji – jest tu najważniejsza. I nie tak bardzo przeszkadza również to, że wiele spraw jest tu nie do końca domyślanych. Najistotniejsze jest to, że w Polsce podjęty został wreszcie problem, jaka powinna być teologia, ale nie ta uczelniana, tylko ta skierowana do współczesnego Polaka. I pozostaje tylko mieć nadzieję, że przetartym przez śląskiego teologa szlakiem pójdą inni.
Robert M. Rynkowski
Jerzy Szymik, O teologii dzisiaj. Zadania, piękno, przyszłość, Wydawnictwo „Bernardinum”, Pelplin 2006, s. 333.
[gview file=”https://rynkowski.blog.deon.pl/files/pliki/12.rec_teologia_pepsi.pdf” force=”1″]