„Szept węża” – na poczcie

Często ostatnio jestem klientem Poczty Polskiej. Korzystam z niewielkiej placówki, w której na szczęście nie ma systemu Qmatic. Parę dni temu też planowałem nim być, bo chciałem wysłać „Szept węża” do kolejnego czytelnika. Biegnę więc, by zdążyć na otwarcie, mam przygotowaną paczkę, wypełniony kwit, w pogotowiu kartę, żeby zapłacić, co może się nie udać?

Niestety, jakiś facet mnie wyprzedził, mimo że do otwarcia jeszcze przeszło pięć minut. W ręku awizo, może być różnie: szukanie przesyłki, bo włożona do innej szafki, „Pana dowód poproszę”, „Ale to na żonę”, „A żona pod tym samym adresem zameldowana?”, „Nie, pod innym”, „No dobrze, zobaczymy”… „O nie, skoro to z sądu, to nie odbieram” i takie tam. A mnie się spieszy. Czekamy więc sobie, on szczęśliwy, bo jest pierwszy, ja nieco mniej, bo jednak drugi. Dochodzi godzina otwarcia, a tu nic. Facet patrzy na zegarek, łapie za klamkę – nic. Mijają kolejne minuty – dalej nic. Facet w desperacji naciska dzwonek dla niepełnosprawnych – nadal nic. W końcu nadchodzi pani urzędniczka, otwiera jeden zamek, potem drugi. Minę ma nietęgą, „Pewnie czuje, że szykuje się awantura” – myślę sobie. Otwiera drzwi, facet przede mną dziarsko rusza… „Przepraszam panów bardzo – mówi pani urzędniczka – ale niczego nie mogę przyjąć (zobaczyła pewnie moją paczkę), bo… bo się komputery zawiesiły. Muszę wezwać informatyka”. „Nawet awizo?” – próbuje facet przede mną. „Niczego” – oznajmia pani urzędniczka. „Oho – myślę sobie – zaraz się zacznie”. Ale się nie zaczęło. Facet przede mną powiedział „Okej”, ja powiedziałem „Okej” i sobie poszliśmy. Mądrzy byliśmy (przynajmniej ja 😉 ), wiedzieliśmy, że z zawieszeniem się komputera żartów nie ma, że jak się system zawiesi to koniec. I tylko taka gorzka refleksja, że 30 lat temu toby się coś takiego zdarzyć nie miało prawa.
No nic, wracam na pocztę po południu. Wszystko widać wróciło do normy, bo ludzi przede mną z dziesięciu, a okienko czynne jedno. W drugim pani urzędniczka jest, ale nieczynne. „No to żegnaj ciepły obiedzie” – myślę. Wystarczy, że się trafi jedna starsza pani, która będzie opłacała wszystkie swoje rachunki, i dwadzieścia minut w plecy. No nic, poczytam sobie książkę w telefonie. Nie za wiele przeczytałem, bo drugie okienko stało się czynne, a nikt przede mną nie opłacał miliona rachunków albo nie szukał zaginionej przesyłki. Dochodzę do okienka, podaję paczkę, pani urzędniczka zagaduje do jakiegoś pana stojącego obok, żeby zaczekał. Powpisywała, co trzeba, nakleiła nalepkę, uruchomiła terminal, żebym zapłacił. Ja wyciągam kartę, a ona za paczkę i temu panu podaje. „O, widzi pan – mówi do mnie – jeszcze pan nie zapłacił, a paczka już rusza w drogę”. „O, to może ja zaczekam – śmieje się tamten pan, wrzucając moją paczkę do wielkiego worka – bo jak płatność nie przejdzie…”. „Przejdzie, przejdzie – śmieje się pani urzędniczka. – Widzi, pan jacy jesteśmy sprawni?”. Patrząc, jak pan z workiem z moją paczką znika za drzwiami, „Jestem pod wrażeniem” – zdołałem tylko powiedzieć. I rzeczywiście jestem, bo paczka o 17.30 była już w terminalu przeładunkowym, a następnego dnia rano dotarła do adresata. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *