W pracy dzień jak co dzień: trochę kierowniczenia, a trochę żmudnej pracy redaktorskiej (bo ja z tych, którzy uważają, że kierownik powinien znać się na pracy wykonywanej przez tych, którymi zarządza, co najmniej tak dobrze jak oni). Stenogram z posiedzenia komisji całkiem nawet ciekawy, bo o mediach publicznych. Słucham ci ja, redaguję i co słyszę?
Że jeden z mówców wspomina, jak to 30 lat temu pisał stenogramy z posiedzeń komisji sejmowych (bo tam był/ jest taki system, że dziennikarz ma posiedzenie nagrać, spisać i zredagować). Od razu sympatia moja do niego wzrosła o 100%, a może i 200%! No bo swój to człowiek, brat niemalże! Wprawdzie posiedzenia komisji mają inny urok niż posiedzenia plenarne Sejmu czy Senatu, ale pewnie również jemu zdarzało się przyjść do pracy w Sejmie rano i wyjść z niej, gdy słońce wschodziło nad Grochowem, a w parku Rydza-Śmigłego ptaki rozpoczynały poranne trele. Byłoby pewnie o czym pogadać, co powspominać, oj byłoby.
Jako że tych, którzy przekładają język mówiony na pisany, i ich pracę darzę szczególną sympatią, nie odmawiam sobie przyjemności przemycenia jakichś wzmianek o stenografowaniu czy stenogramach w swoich powieściach. W „Dwóch stadionach”, moim pierwszym kryminale (nieco eksperymentalnym ) główny bohater ze stenogramami miał całkiem dużo wspólnego, bo był mniej więcej tym, kim ten mówca na dzisiejszym posiedzeniu komisji. Ale w „Szepcie węża” Jacek Posadowski jest informatykiem i polityką raczej się nie interesuje, ze stenografią nie ma nic wspólnego. A jednak stenografia, sztuka rozwinięta zwłaszcza przez starożytnych Rzymian, w książce się pojawia. Uważni czytelnicy zapewne zauważą gdzie.