O sprawie Teofila Nurka skłonny jestem sądzić, że to jedna z tych, które można uznać za pewnego rodzaju znak.
Zlecenie dostałem od żony zamordowanego. Gdy pojawiła się w moim biurze, od razu wiedziałem, że będzie to sprawa z gatunku tych, na których nie zarabiam. Kobieta nie pachniała groszem, a możecie mi wierzyć, że do pieniędzy mam nosa. Jednak po ostatnich zleceniach od inspektora Pawła Czarnego miałem spory zapas gotówki i nawet zbliżające się Boże Narodzenie oraz związane z nim wydatki nie napawały mnie niepokojem. Zresztą święta jak zwykle miałem zamiar spędzić w domu we własnym towarzystwie, więc nie potrzebowałem wiele: normalne jedzenie na dwa dni, butelka dobrego wina i kawa, parę płyt z jazzem. Książki, które zamierzałem przeczytać, od dawna miałem na półce albo w czytniku.